Siedziałam na ziemi kołysząc się z
płaczącą Hope na boki. Biały piasek rozpościerający się wokół mnie przypominał
teraz rozległą pustynię nie posiadającą końca.
„Nancy...”- na tą myśl po policzkach
szybko spłynął mi słony strumień łez. W tak poważnym stanie ludzie rzadko kiedy
wychodzili ze szpitala, a co mówić, kiedy nie mieli fachowej pomocy...?- z
moich ust wyrwał się przeraźliwy szloch. Zacisnęłam powieki i wykrzywiłam usta.
To nie mogła być prawda. Czułam się taka bezsilna. Mogłam tylko siedzieć,
płakać i czekać na polepszenie sytuacji. Tak bardzo chciałam cofnąć czas, coś
zrobić, zapowiedz temu wypadkowi.
Na dekolcie czułam wilgotne łzy Hope,
która zaciskała swoje małe dłonie na materiale mojej bluzki. Drake siedział
kilka metrów dalej, tyłem do nas. Twarz miał ukrytą w dłoniach, a ramiona
wyraźnie mu się trzęsły. Jednak nie było słychać szlochu. Otarłam łzy i
wysiliłam się na uśmiech- musiałam być silna dla Hope. Odsunęłam ją na
odległość pozwalająca mi spojrzeć jej w oczy.
-Kochanie,
musimy być silne. Moja ciocia i Wasza mama z tego wyjdą, a dziś przenocujemy
tutaj, zgoda?- powiedziałam starając się ukryć mój łamiący się głos. Mała
ponownie wybuchła płaczem- Ej...- zaczęłam ocierając jej łzy- bo mamusi będzie
smutno jak będziesz płakała...- uśmiechnęłam się. Hope
tylko pokiwała głową na znak zrozumienia i wzięła kilka głębokich wdechów na
uspokojenie -Chodź
zbudujemy zamek z piasku.- odparłam radośnie. Chciałam, żeby mała się czymś
zajęła.
Usiadłam
po turecku, a Hope naprzeciw mnie. Zagarnęłam rękoma z prawej i lewej strony
piasek, po czym powstała niewielka górka. Powtórzyłam czynność kilka razy i
miałyśmy już materiał do budowli. Dziewczynka zaczęła się bawić i szybko
zapomniała o mamie. Wpadła w wir zabawy. Przyniosłam w dłoniach trochę
wilgotnego piasku, który ochoczo się ze sobą zlepiał w przeciwieństwie do
swojego suchego kuzyna. Kiedy byłam już pewna, że Hope świetnie się bawi powoli
wstałam.
-Zaraz
przyjdę- odparłam z uśmiechem dostrzegając obawy malujące się na jej małej
twarzyczce.
Mała
pokiwała głową i spuściła ją by kończyć budowę zamku. Ja szłam pewnym krokiem w
stronę Drake’a, który nie ruszał się od bardzo dawna.
-Drake...?-
zapytałam łagodnie kładąc brunetowi rękę na ramieniu. Chłopak gwałtownie
odwrócił głowę w moją stronę, a potem przybrał tą samą minę i wrócił do
wcześniejszej pozycji. Nie miałam pojęcia co powiedzieć. Pocieszać go? Odrywać
od przykrych wspomnień? A może po prostu siedzieć i płakać razem z nim?- Chodź
pomóż mi i Hope budować zamek- powiedziałam po długiej ciszy.
Chłopak
bez słowa wstał i ruszył w stronę dziewczynki radośnie szperającej w
piasku. Drake podszedł do niej po cichu,
a potem szybko objął ją w pasie, podniósł do góry i kręcił się z nią wokół własnej osi. Wszyscy
troje się śmialiśmy, a ja jako obserwator na moment zapomniałam o ciotce i
wuju. Drake powoli zwalniał obroty aż w końcu rodzeństwo padło na piasek. Hope
roześmiana siedziała na brzuchu brata, a ten patrzył na nią radosnymi oczyma.
Zrobiłam krok w stronę dwójki, ale się opamiętałam. Nie będę im przeszkadzać.
Są rodzeństwem, a ja intruzem. Nie powinnam się wtrącać. Odwróciłam się, a
uśmiech zszedł mi z twarzy. Objęłam się rękoma jak gdyby
dwudziestopięciostopniowy upał był dla mnie jak trzydziestostopniowy mróz.
Westchnęłam i ruszyłam powolnym krokiem na przód wlokąc na stopach zniszczone
buty i zatapiając je w piasku. Czułam się niechciana, jak gdyby to nie był mój
świat, mój dom. Byłam tak zatopiona w myślach, że nie słyszałam jak ktoś
biegnie w moją stronę.
-Ty
też chcesz samolot?- wykrzyknął Drake w asyście roześmianej Hope. Zdążyłam
tylko odwrócić głowę i nie miałam sekundy na reakcję, a już szybowałam z nogami
w powietrzu. Szczerze się roześmiałam. Widziałam tylko radosną i klaszczącą
Hope przymykającą powieki. Kręciło mi się w głowie, a świat wirował. Pomimo
tego śmiałam się ile sił. Mój „lot” trwał znacznie dłużej niż ten dziewczynki.
Podobnie jak wcześniej rodzeństwo wylądowaliśmy na białym, nagrzanym piasku. Z
tą różnicą że leżeliśmy obok siebie, a nie na sobie. Złapałam się nadal
roześmiana za głowę i próbowałam bez skutecznie usiąść- Drake tak samo.
-Zabiję
cię...- powiedziałam poważnie, a potem głośno się zaśmiałam.
Ledwo
co otrzepaliśmy się z piasku usłyszeliśmy znajomy głos.
-Przyniosłam!-
wykrzyczała Adah z daleka i pomachała paczką sucharów.
Uśmiechnięci
chwyciliśmy swoje plecaki w dłonie i zmierzaliśmy w stronę czarnowłosej kobiety
-O, widzę, że humor się poprawił- odparła gdy się do niej zbliżyliśmy- Chodźcie
do środka. Na pewno jesteście głodni, a Hope powinna się położyć, jest już 18:00.
Weszliśmy
we czwórkę do budynku. Znowu napłynęła fala wspomnień, na myśl których
zeszkliły mi się oczy. Nozdrza znów wypełnił ten niemiły zapach, a oczy znów
ujrzały chorych i rannych. Serce zatrzepotało panicznie w piersi nie mogąc
wytrzymać tylu emocji. Zaczęliśmy wspinać się po drewnianych, skrzypiących
schodach na trzecie piętro. Moim oczom ukazał się wąski korytarz, a po jego
bokach wejścia do pomieszczeń, z których dochodziły głośne rozmowy. Weszliśmy w
trzecie drzwi po lewej stronie. Pomieszczenie było wypełnione zdrowymi osobami
śmiejącymi się i radośnie gaworzącymi. Dzieci bawiły się razem w berka, a
dorośli siedzieli w grupkach omawiając wydarzenia ostatniego dnia.
-Możecie
się tu nieco rozłożyć.- powiedziała Adah i udała się do grupki ludzi, wśród
której usiadła.
Westchnęłam
głęboko i udałam się w kąt pomieszczenia.
-Przepraszam,
mógłby się Pan troszkę przesunąć- zapytałam łagodnie mężczyznę około
trzydziestki z blond włosami.
-Ależ
oczywiście- posłał mi ciepły uśmiech po czym wstał i przesunął materac oraz
swoje rzeczy.
O
to samo Drake poprosił kobietę z małym dzieckiem, która także się zgodziła.
Mieliśmy teraz wystarczająco dużo miejsca, by rozłożyć dwie karimaty. Postawiliśmy
plecaki w kącie i rozłożyliśmy karimaty, by czasem nikt nie zabrał nam
niechcący miejsca. Hope popędziła ganiać z innymi dziećmi.
-Niedobrze...-
powiedział Drake opierając się o ścianę- Crystal...?- zaczął po dłuższej chwili
milczenia- Ile ty w zasadzie masz lat?- zapytał patrząc mi w oczy.
-Czternaście.-
uśmiechnęłam się.
-Ty
pewnie wiesz ile ja mam...-odparł nieco zakłopotany.
Roześmiałam
się krótko.
-Tak-
powiedziałam z uśmiechem- piętnaście. A Hope cztery.
Drake
także się zaśmiał.
-Skąd
tyle o mnie wiesz?
-Mieszkasz
kilka domów dalej. Ciocia czasem rozmawiała z waszą mamą i opowiadała mi o Was.
-Ja
o Tobie nie wiem prawie nic...- odparł trochę smutno.
-Nie
martw się. Pewnie wojna nieraz będzie mi kazała Ci o sobie opowiedzieć.
-Co
będziesz teraz robić? Gdzie będziesz?- zapytał poważnie.
-Nie
wiem- wzruszyłam ramionami i spuściłam lekko głowę- moja rodzina mieszka bardzo
daleko. Ciocia jeśli wyzdrowieje to nie prędko... Nawet nie wiem gdzie będę
jutro nocować.
Zaczęłam
płakać kryjąc twarz w dłoniach.
-No
już... – brunet zaczął głaskać mnie po plecach wygiętych w łuk- nie chciałem...
Przepraszam....
-Spokojnie...-
powiedziałam odrywając ręce od twarzy i patrząc na moje nogi- to nie twoja
wina- spojrzałam na chłopaka i uśmiechnęłam się przez łzy.
-No!
Dzieci spać!- usłyszałam głos niosący się przez całe pomieszczenie.
-Hope!-
zawołałam przystawiając ręce do ust.
Blondyneczka
szybko przybiegła na moje wołanie. Była bardzo radosna, najwidoczniej zabawa z
dziećmi poprawiła jej nastrój -Idziemy spać- odparłam z entuzjazmem i złapałam
Hope po czym przyciągnęłam ja do siebie i mocno przytuliłam na co mała
odpowiedziała mi dziecięcym śmiechem- No już, koniec wygłupów. Przekręciłam się
na lewą stronę i powróciłam do pozycji siedzącej zostawiając dziewczynkę na
złączeniu dwóch karimat.
-Bajkę!-
niemalże wykrzyczała mała.
-Ale...-
zaczął Drake.
-Dobrze.-szybko
weszłam mu w słowo- Ale musisz obiecać, że zaśniesz...- spojrzałam na Hope
wymownie.
Mała
szybko pokiwała głową (która była jedyną częścią ciała wystająca spod koca) na
myśl o mającej się zaraz rozpocząć opowieści.
-No
więc kiedyś, dawno temu żyła sobie księżniczka. Miała piękne sukienki,
wspaniały makijaż, śliczne, szklane buty. Jej długie, czarne jak skrzydła
kruka, kręcone włosy opadały na ramiona. Ale księżniczka była nieszczęśliwa.
Siadała wiele razy przy małym strumyku i myślała, że chciałaby być jak on.
Chciałaby przedzierać się przez skały, być niezależną, silną. Pewnego dnia
uciekła. Wędrowała przez gęste lasy, piaszczyste pustynie, niebezpieczne
dżungle i pustkowia. Nocowała u miłych ludzi- przerwałam na chwilę, by pojrzeć
na zainteresowanego moją opowieścią Drake’a, który się we mnie uporczywie
wpatrywał- Pewnego dnia trafiła do chaty, w której mieszkała urocza staruszka.
Jak się później okazało ta staruszka miała
wnuka, który z nią mieszkał. Kobieta bardzo się ucieszyła, że ma gościa.
Traktowała dziewczynę jak wnuczkę.
Mieszkali tak we trójkę całą wiosnę, całe lato, całą jesień i całą zimę.
I przyszła wiosna- czas, w którym kwiaty budzą się do życia. Księżniczka chciała ruszyć dalej, ale powstrzymywało ja
tylko jedno- zakochała się w chłopcu o imieniu Ian (czyt. Ijan).
-Czy
to był ten wnuczek?- przerwała mi dziewczynka.
-Tak
kochanie. No więc pewnego dnia wyznali sobie miłość. Zakochani ruszyli w siną
dal na białym rumaku. Żyli długo i szczęśliwie. Koniec.
Hope
ziewnęła. To była tak banalna historia. W życiu nie ma cudów. W normalnych
warunkach zapewne nikt nie udzieliłby jej gościny. Nasza księżniczka zmarła by
po kilkunastu dniach marszu nie przyzwyczajona do panujących wokół niej
warunków. Jeśli jednak by przetrwała chłopak, w którym się zakochała nie
zostawiłby domu, w którym mieszkała jego stara babcia. Na pewno odziedziczyłby
po niej dom i nie chciałby wyjeżdżać i zostawiać umierającej kobiety.
Kątem oka zobaczyłam, że dorośli także
pomału kładą się spać, a ja byłam wyczerpana po dzisiejszym dniu. Położyłam się
delikatnie, objęłam śpiąca już słodko Hope i zamknęłam zmęczone oczy- tyle dziś
widziały. Niektórzy ludzie przez całe życie nie ujrzeli tyle ile ja jednego
dnia.
Zasnęłam...
Najzabawniejsza była zabawa w samolociki! XD Dobrze, że choć na chwilę mogli zapomnieć o otaczającym ich świecie. Oby sytuacja wyglądała lepiej niż teraz... Nie mogą się rozdzielić, bo osobno nie dadzą sobie rady...
OdpowiedzUsuńOto i jestem również na tym blogu ! ;)
OdpowiedzUsuńNiestety na razie jeszcze nic nie przeczytała. Dzisiaj niestety nie zdążę, ale jutro, lub w poniedziałek jak najbardziej :)
Nominowałam cię do LA! Szczegóły na http://odnienawisci-p-p-domilosci.blogspot.com/2015/08/nominacja.html
OdpowiedzUsuńNiesamowite i budzące grozę jednocześnie. Strach o dziś i jutro. Przykre i nieuniknione realia wojny. Przepiękne rozdziały, pokazujące twoje możliwości. Pisanie na taki temat nie jest proste, ale tobie zdecydowanie się to udaje na bardzo dobrym poziomie. Postacie są bardzo realistyczne, a akcja po prostu bezbłędna. Śmietanka, wisienka na torcie :3 Jestem ciekawa co zdarzy się niedługo, lecz wiem, że nie będzie to nic dobrego :x Interesuje mnie również w jakim miejscu toczy się teraz historia, bo ze względu na imiona obstawiałabym państwa anglojęzyczne. Życzę weny i owocnej pracy ♥
OdpowiedzUsuń