wtorek, 25 sierpnia 2015

Rozdział 4 "Nancy"

     -Crystal... Crystal wstawaj- usłyszałam czyjś szept i poczułam dużą dłoń na ramieniu.
Odtworzyłam powoli oczy. W pomieszczeniu było jasno, a wszyscy wokół spali włącznie z Hope, która ssała swojego palca. Przy mnie, na jednym kolanie klęczał Drake i patrzył na mnie zatroskany- Crystal wstań.
-Czemu?- odszepnęłam i podniosłam się na jednej ręce zaniepokojona.
Rozbudziłam się w wystarczającym stopniu by przypomnieć sobie wydarzenia minionego dnia.
-Załóż coś na siebie, potem Ci wszystko wytłumaczę. Nie budź Hope.
Pokiwałam porozumiewawczo głową i spojrzałam na zegarek. Trzecia trzydzieści. Nie wiedziałam po co budził mnie tak wcześnie. Musiał mieć jakiś ważny powód, inaczej by tego nie robił. Na moje wczorajsze ubrania, w których spałam narzuciłam płaszcz do ud i poszłam za Drake’iem, który nie odezwał się dopóki nie wyszliśmy z budynku. Szedł przede mną zaciskając wargi i co jakiś czas sprawdzając czy podążam za nim.
Na dworze panował przyjemny, sierpniowy chłód, który ochoczo otulił moją zaspaną twarz. Drake stanął przodem do mnie. Ściągnęłam brwi wpatrując się w przestrzeń za chłopakiem.
Obok drogi stały dwa samochody z przyczepami, na których zarysowywały się sylwetki zesztywniałych ludzi owiniętych zakrwawionymi bandażami. Łzy napłynęli mi do oczu. Gwałtownie odwróciłam głowę i spojrzałam w oczy Drake’a. Malował się w nich bezkresny smutek i troska, ale ani jednej łzy. Moja warga lekko zadrżała po czym jedna łza szybko spłynęła po policzku zostawiając mokrą smugę aż do brody. Dalej wpatrywałam się usilnie w oczy bruneta mając nadzieję, że powie mi zaraz iż to nie prawda.
-Moja matka – głos mu drżał – i wasza ciotka- mówił dalej z trudem- zmarły dzisiejszej nocy.
Chłopak zacisnął twardo wargi pozwalając sobie tylko na drżenie szczęki. Łzy, które nagromadziły się w tak dużej ilości że nie pozwalały mi na wyraźne widzenie spłynęły po policzkach słonym potokiem, który wydawał się nie mieć końca. Ze strumyku zamieniał się w rwącą rzekę, która nie znała odpoczynku. Pokręciłam głową na boki wciąż wpatrując się w bruneta. Przy każdym wdechu i wydechu, który był wolny i nierównomierny moja klatka piersiowa niespokojnie drżała. Ściskałam mocno materiał płaszcza. Moje pięści zrobiły się białe, ale wciąż usilnie wpatrywałam się w Drake’a. Patrzyłam na niego mając nadzieję, że zaraz powie, że to żart. Ale nie powiedział nic. Patrzył tylko na mnie takim samym wzrokiem jak ja na niego. Pełnym nadziei, empatii, zrozumienia. Nie miałam pojęcia ile tak stałam, ale byłam pewna, że czuję tylko rozpacz rozdzierająca  mnie od środka i mającą ochotę mnie rozerwać. Drake zrobił krok w moją stronę i objął mnie mocno swoimi silnymi ramionami. A ja ani drgnęłam. Dalej patrzyłam w przestrzeń jakby brunet nadal tam stał. Dopiero po długiej chwili podniosłam wolno zgrabiałe ręce i ułożyłam je na plecach chłopaka. Przymknęłam powieki i zaczęłam szlochać przez co moje ciało rytmicznie drgało. To nie mogła być prawda...
-Ciiii...- powiedział chłopak. Zrobiło mi się zimno. Ciało przeszedł chłodny dreszcz a dłonie mocniej zacisnęły się na materiale bluzki Drake’a. Byłam jak małe dziecko wypłakujące się w dorosłą osobę. Bezsilna, jakbym nie miała po co żyć- Chodź, pojedziemy z nimi- powiedział chłopak całując mnie w głowę.
-Drake?- powiedziałam łapiącym się głosem.
-Tak?
-Nie puszczaj mnie...- powiedziałam wystraszona i zacisnęłam dłonie aż do białości.
-Chodź...- brunet powoli wziął mnie na ręce, a ja sparaliżowana objęłam powoli szyję Drake’a i patrzyłam tępo na ślady na piasku pozostawiane przez jego buty.
Chłopak wszedł do busa ze mną na rękach i usiadł po lewej stronie. Wyjął rękę spod moich kolan i tym sposobem znalazłam się na jego nogach dalej w niego wtulona
Byłam wystraszona jak dziecko które po dziesięciu latach spędzonych w dżungli jedzie do cywilizacji. Wystarczyła jedna myśl....- myśl o Nancy, żeby na nowo wybuchnąć płaczem. Przylgnęłam mocno do chłopaka kładąc czoło na jego ramieniu. Brunet patrzył w okno gładząc mnie kciukiem lewej ręki po plecach. Opierał lekko swoją szczękę o moją pochyloną głowę i patrzył w szybę zapuchniętymi oczyma. Zatrzymaliśmy się niedaleko cmentarza.
-Wysiądziesz sama?- zapytał spokojnie chłopak.
Pokiwałam głową i wyszłam z busa. W powietrzu unosił się okropny odór. Widziałam jak dwóch mężczyzn wynosi z przyczepy ciało Nancy. Była cała w białych robakach, które wżerały się w jej skórę. Napuchnięte poszarpane usta rozszerzyły się martwo. Patrzyłam zapłakana jak mężczyźni kładą ją w zbiorowej mogile. To samo spotkało matkę Drake’a. Kiedy wyniesiono je z przyczepy ruszyliśmy powoli w stronę masowego grobu. Był to duży rów, a na nim, jedno na drugim, bez żadnych trumien leżały zesztywniałe ciała. Patrzyłam na zabandażowaną twarz Nancy. Zaczęłam rzewnie płakać. Łzy spływały strumieniami kapiąc z brody na ziemię. Ukucnęłam, a razem ze mną Drake. Wokół grobu stało jeszcze siedem osób. Dwoje chłopaków starszych ode mnie. Mężczyzna około czterdziestki, dziewczyna wyglądająca na dwadzieścia lat i trójka zapewne rodzeństwa w wieku od trzynastu do osiemnastu lat.
-Odsuńcie się- powiedział ktoś.
Posłusznie wstaliśmy i cofnęliśmy się. Mężczyzna rzucił na ciała płonący kawałek drewna, a zwłoki szybko pochłonął łapczywy ogień. Cała się trzęsłam. Przez płomienie widziałam martwą Nancy z otwartą buzią, całą w bandażach, pochowaną razem z ofiarami wojny. Nawet nie zdążyłam jej powiedzieć „dziękuję”...
-Macie jakiś krewnych?- zwrócił się ktoś do nas.
-Tak, ciocię, pojedziemy do niej- powiedział Drake.
Ja nie odezwałam się ani słowem. Stałam nadal roztrzęsiona tępo patrząc się w ogień.
     Kiedy zwłoki wystarczająco się spaliły mężczyźni przysypali je piaskiem.
-Przepraszam, Proszę Pana- powiedziałam łamiącym się głosem. On spojrzał nam mnie  z troską- będzie tu jakaś tabliczka?
-Tabliczka będzie z datą śmierci i że to są ofiary wojny, ale nazwisk nie mogę obiecać.
-Rozumiem.
-Moje wyrazy współczucia...
-Dziękuję.
Mężczyzna pochylił lekko głowę i odszedł.
     Musieliśmy iść do busa, w przeciwnym razie zostawiono by nas przy grobie. Usiedliśmy obok siebie i oboje patrzyliśmy w okno. Zapuchnięte oczy znacząco zmalały, a płaszcz zapięty pod szyję był ciepły od ognia.
-Crystal...- zwrócił się do mnie Drake nawet nie patrząc mi w oczy. Miał taki sam wyraz twarzy, ruszał tylko ustami, jak marionetka.
-Tak?- spojrzałam na niego powoli.
Teraz chłopak spojrzał mi w oczy. Były ciepłe, jak oczy mojego ojca.
-Jedź ze mną i Hope do ciotki.
Przygryzłam wargę i spuściłam wzrok. Nie mogłam się ciągle wtrącać w ich życie i być dla ich rodziny ciężarem. Nie mogłam. Na pewno jego ciotce i tak jest ciężko, a przygarnąć trójkę dzieci to dużo obowiązek szczególnie, gdy jedno nie jest nawet twoją rodziną. W mojej głowie toczyłam bitwę i chodź serce ubolewało nad tym, co stało się przed chwilą to rozum musiał podjąć decyzję, by nie skazać duszy na cierpienie. Analizowałam wszystkie za i przeciw z prędkością światła próbując podjąć właściwą decyzję.
-Drake...- spojrzałam brunetowi w oczy- ja.... ja nie mogę...
-Posłuchaj mnie teraz uważnie- chłopak złapał mnie za obie dłonie- z ciocią i tak mieszkają jeszcze inni, którzy płacą jej pieniędzmi lub pracą. Nie mógłbym sobie wybaczyć jeśli zostawiłbym Cię tutaj. Sierotkę, która straciła opiekunów. A jeśli byś zginęła? A jeśli stałoby ci się coś złego?
-Drake... ja nie mogę się narzucać.... już raz uratowałeś mi życie i...
-Jeszcze mi się za to odwdzięczysz. Nie zostawię Cię tu. Rozumiesz?
Przygryzłam wargę.
-Rozumiem... -Chłopak natychmiast mocno mnie objął w pasie, a ja zarzuciłam mu ręce na szyję.- tak się cieszę, że Cię spotkałam... Co ja bym bez Ciebie zrobiła...- wyszeptałam mu do ucha. Na moje słowa Drake przytulił mnie jeszcze mocniej- Dziękuję...
     Wróciliśmy do ratusza o szóstej nad ranem. Wszyscy jeszcze spali, a Hope nawet nie zmieniła pozycji. Szybko zdjęłam płaszcz i położyłam go na plecak po czym położyłam się obok dziewczynki i przytuliłam ją mocno do siebie. Po policzku leniwie stoczyła się jedna łza i głucho opadła na poduszkę. Drake siedział siadem skrzyżnym pod ścianą patrząc na mnie swoimi ciepłymi oczyma. Żadne z nas nie było w stanie się uśmiechnąć. Posyłaliśmy sobie tylko wdzięczny wzrok pełen wyrozumiałości. Przymknęłam ciężkie powieki i zasnęłam tuląc się do śpiącej słodko Hope.
     Obudziło mnie jakieś szturchanie, a zaraz potem doszły głośne rozmowy, które normalnie nie były w stanie mnie obudzić. Odtworzyłam leniwie oczy i zobaczyłam roześmianą Hope przewieszoną przez moją talię, bo spałam na boku.
-Hope...- doszedł mnie głos Drake’a- Mówiłem Ci, żebyś jej nie budziła...- powiedział miło, ale spojrzał karcąco na dziewczynkę.
Podniosłam się i odgarnęłam włosy z twarzy.
-Nic się nie stało...-powiedziałam zaspana i posadziłam sobie blondyneczkę na kolana.
Brunet przyniósł nam kanapki. Dla Hope jedna, dla mnie dwie, a dla niego trzy. Zajadaliśmy się niebyt dobrym śniadaniem, które spałaszowaliśmy w kilka minut. Miałam roztrzepane, nieco przetłuszczone włosy i czerwone, zapuchnięte, nieobecne oczy oraz sine wargi, które z wysiłkiem układałam w uśmiech.
-Hope... dzisiaj jedziemy do cioci Sarah...
-Mmm?- dziewczynka spojrzała na brata zaskoczona.
-Widzisz....- chłopak spojrzał na mnie na kilka sekund, a potem znów przeniósł wzrok na siostrę- Zanim nasza mama wyzdrowieje minie trochę czasu. Musimy jechać do cioci na ten czas.
Hope wyglądała na zdezorientowaną całą tą sytuacją, ale zareagowała poważniej niż myślałam.
-A Crystal...? Zostaje?- spojrzała na mnie smutno.
-Nie kochanie, Crystal jedzie z nami- uśmiechnął się Drake.
Dziewczynka natychmiast wpadła w moje ramiona, a ja odwzajemniłam uścisk i lekko się uśmiechnęłam.  Hope oderwała się ode mnie i odeszła kilka kroków uradowana.
-Crystal jedzie z nami, Crystal jedzie z nami, Crystal jedzie z nami.....- zaczęła śpiewać kołysząc się na boki i delikatnie klaszcząc.
Uśmiechnęłam się jeszcze bardziej i spojrzałam wdzięcznie na Drake’a.
     Zaraz potem zaczęliśmy się pakować. Założyłam Hope jej kwiatową narzutkę i błękitne sandałki, a sama rozczesałam włosy i przemyłam twarz wodą. Podziękowaliśmy bardzo Adah za suchary i za to, ż zaproponowała nam nocleg. Kobieta życzyła nam miłej podróży i powiedziała iż ma nadzieję, ze sobie poradzimy. Ruszyliśmy we trójkę na stację po raz kolejny oglądając strawione przez ogień gospodarstwa, które ludzie próbowali odratowywać. Było lato, można było przetrwać w małym, drewnianym domku, byle by był dach nad głową. Do zimy było jeszcze dużo czasu i można było znów wznieść skromny, ciepły dom.

     Na 11:15 mieliśmy pociąg. Weszliśmy do maszyny i zajęliśmy miejsca stawiając plecaki przed sobą. Podróż była długa i męcząca, ale po pewnym czasie dotarliśmy wreszcie do miejscowości, w której mieszkała ciotka Drake’a i Hope. Obawiałam się czy mnie przyjmie, jeśli już, to czy mnie polubi. Miałam wiele obaw, ale to było jedyne wyjście....

6 komentarzy:

  1. Świetnie opisujesz! Obraz Nancy jest naprawdę realistyczny. Najważniejsze, że Cristal spotkała na swojej drodze tak miłych i życzliwych ludzi, bo tylko dzięki nim uda jej się przeżyć kolejny dzień. Ale oby ciotka Drake'a nie okazała się dla niej koszmarem...
    ~ Puli

    OdpowiedzUsuń
  2. Współczuje im. Bardzo bo wiem jak to jest stracić bliską osobę. Opis uczuć jak zawsze świetny . Dobrze wplecione dialogi. Wszystko idealne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Widać, że doskonale utożsamiasz się z postacią Crystal i otaczającym ją światem, z którym musi się zmierzyć. Wiele trudności z pewnością jeszcze ich czeka. Liczę jednak, że będą mieć lepsze życie. Jaka okaże się ciocia Drake'a i Hope? Opisy staranne i świetnie napisane. Co tu dużo mówić? Co będzie dalej? Zostawiam do twojej dyspozycji.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wojna... To bardzo trudny temat. Nie jest łatwo opisać te wszystkie przeżycia, wydarzenia, charaktery postaci i zachowanie spowodowane przez nie. Według mnie jest to sporym wyzwaniem. Trzeba w końcu umieć wywołać skrajne emocje w czytelniku, sprawić, by popłynęły łzy, ciarki pojawiły się na plecach, a uśmiech wpłynął na usta. Na chwilę obecną radzisz sobie całkiem nieźle. I mam wielką nadzieję, że będzie tylko lepiej. :)
    Podoba mi się to, że główna bohaterka nie była wychowywana pod kloszem, że była uświadamiana o grożącym jej niebezpieczeństwu. Podoba mi się też, że niepewność ciągle wisi w powietrzu i nie wiadomo, co przyniesie następny dzień. A chwile z budowaniem zamku z piasku czy z opowiadaniem bajek na dobranoc sprawiają, że ta historia nabiera realności i jednocześnie takiej goryczy, bo uświadamia nas, że są to tylko dzieci.
    W sprawie technicznej to musisz popracować nad dialogami, ale pod względem kropek, odstępów i innych bzdet. I dużą literą piszemy takie słowa jak: "Ciebie, Tobie, Wam" tylko i wyłącznie, kiedy to Ty zwracasz się do kogoś (forma grzecznościowa, która nie obowiązuje w dialogach fikcyjnych postaci). :)
    Nie mogę się już doczekać, co się stanie w przyszłych rozdziałach. Niestety, mam przeczucie, że może to nie być przyjemne do czytania.
    Pozdrawiam,
    Cassie :)

    wieczne-pioro-cassie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojeju, dziękuję. Komentarz zobaczyłam zaraz po dodaniu, ale nawet nie miałam kiedy odpisać, bo ostatnimi czasy mam urwanie głowy. Strasznie się cieszę, że tu zajrzałaś, jest to dla mnie wielki zaszczyt gościć na moim blogu tak wybitną i uzdolnioną pisarkę jak Ty ♥
      Co do pisowni dialogów to postanowiłam na spokojnie sobie w weekend przejrzeć ich poprawną pisownię.
      Będę się starać ile sił, nawet nie wiesz jak potrzebne mi było trochę krytyki.
      Jeszcze raz dziękuję i mam nadzieję, że nie uciekniesz stąd z krzykiem...

      Usuń
    2. Ja wybitna? Dziękuję, ale chyba mnie przeceniasz. :)
      Nie ma szans, bym uciekła stąd z krzykiem, bo uwielbiam trudne i gorzkie historie. A Twoja taka będzie na pewno. Wierzę, że będziesz się wspinać do perfekcji i każdy kolejny rozdział będzie jej bliski. Trzeba tylko pracować i mieć wiarę w siebie. :D

      Usuń