poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Drugie LA

Dziękuję za nominację Amelii White z bloga ♥ Roztopić serca ♥
Przejdźmy od razu do pytań ^^

1.Masz laptopa czy stacjonarny?
Ja mam laptopa, ale stacjonarny w domu też się znajdzie...

2. Masz zwierzaka?
Mam ^^ Dwa koty i psa...

3.Jeśli tak jak ma na imię i jakie ma śmieszne zachowania? Jeśli nie jakiego chciałabyś mieć?
Jeden kot to Gracek, kotka to Jagoda i suczka to Saba i ona zawsze jak się schylasz żeby ją pogłaskać kładzie się na plecy i jak przestajesz ja głaskać to tak fajnie zgina łapkę i Cię szturcha ^^ A koty w prezencie zawsze nam przynoszą ptaki i mysze pod drzwi. I lubią się ganiać i bawić, tak łapką fajnie się szturchają.

4.Najodleglejsze pragnienie?
Nie wiem

5.Ulubiony pluszak z dzieciństwa?
Miałam ich naprawdę mnóstwo i wszystkie kochałam tak samo ^^

6.Masz smaka na maka?
Nie xd

7.Lubisz maliny?
A kto nie lubi?!

8.Jesteś za in vitro czy przeciw? XDXDXD
Głupie pytanie, ale na nie odpowiem poważnie. Jak dla mnie – nie ma w tym nic złego.

9.Ciepło czy zimno?
Ciepło, jestem zmarźlak ^^

10.Wolność?
Złudne uczucie znaczące dla każdego coś innego

11.Myślałaś kiedyś żeby uciec?
Nie, jest mi dobrze i krzywda mi się nie dzieje, a uciekanie od problemów nic nie da^^

Teraz oczywiście kogoś nominuję, a będzie to Całkiem nowa opowieść Hogwardzka... i MonaVerrax3. Przecudny blog, wszystkich na niego zapraszam. Po prostu coś pięknego, niezwykła historia...

Pytania ode mnie:
1. Ile masz lat?
2. Do której klasy będziesz chodzić.... od jutra? xd
3. Co lubisz w ludziach a czego nienawidzisz?
4. Jakie czytasz blogi (tematyka)? i czy jest ich dużo?
5. Opisz siebie z wyglądu.
6. Twoja ulubiona piosenka?
7. Lubisz rysować? Jakie jest Twoje hobby?
8. Jesteś zła, że Cię nominowałam?
9. Opisz swój charakter w dziesięciu słowach.
10. Mieszkasz w mieście czy na wsi?
11. Twój ulubiony cytat?

To wszystko ^^ Jeszcze raz dziękuję za nominację. Prawdopodobnie następny post będzie już zawierał rozdział. Dziękuję za wszystkie komentarze! Jesteście naprawdę kochane! 
Pozdrawiam cieplutko i życze udanego początku roku!


środa, 26 sierpnia 2015

Pierwsze LBA na tym blogu

Nominację dostałam od passion forever, która prowadzi świetnego bloga Od nienawiści przez przyjaźń do miłości   
Dziękuję bardzo, to pierwsza nominacja na tym blogu, z której oczywiście się bardzo cieszę.

1.Krótka historia założenia twojego/waszego bloga?
Chciałam opisać coś co już było łącząc film i książkę o innej tematyce w całość. To opowiadanie sprawdzające moje możliwości i wiedzę.

2.Masz jakieś rodzeństwo?
Tak, dwie siostry.

3.Kiedy założyłaś/przyczyniłaś się do założenia tego bloga?
14 lipca, od razu dodałam wstęp.

4.Z którą postacią ze swojego bloga się najbardziej utożsamiasz?
Z Crystal, nawet piszę w pierwszej osobie...

5.Dobrze piszesz opowiadania. Jaką miałaś ocenę na koniec roku szkolnego z przed tych wakacji z j. polskiego?
Szósteczkę :3

6.Twój ulubiony kwiat?
Szczerze to nie znam połowy nazw kwiatów, które mamy w domu ani w ogródku, ale bardzo lubię orchidee, róże, frezje, lilie, zawilce, przylaszczki, fiołki i lwie paszcze. No i zawsze Naparstnice mnie fascynowały.

7.Jesteś optymistą, realistą czy może pesymistą?
Najwięcej we mnie realizmu, ale czasem zdarzają mi się przebłyski pesymizmu.

8.Jaki jest Twój żywioł?
Woda, silna, na przemian spokojna i rwąca, niebezpieczna, porywcza, czasem okrutna i nieobliczalna, ale dająca życie.

9.Do szkoły chodzisz chętnie czy z przymusu?
Lubię chodzić do szkoły, mam świetną klasę (boże, niech dojdzie do nas ktoś nowy) i co prawda nie lubię się uczyć na prace klasowe, ale lubię się uczyć jako tako, na lekcjach, słuchając nauczyciela.

10.Czytasz mojego bloga? A jak tak to co o nim sądzisz? Jeżeli nie czytasz, zaczniesz? *>Nie zmuszam do pozytywnej oceny lub czytania bloga<
Uważam, że robisz z każdy rozdziałem ogromne postępy, które wspaniale widać choć ty ich pewnie nie dostrzegasz. Teraz naprawdę bardzo dobrze piszesz i robisz coraz mniej błędów.

Nominuję tylko jedną osobę, ale chyba nie możecie mieć mi za złe, bo ciągle nominuję kilka osób na moim drugim blogu. No więc tą osobą jest Venfanell Viceroy, która prowadzi bloga Porwać dla żartów niebo

1.Mieszkasz na wsi czy w mieście?
2.Czemu założyłaś bloga?
3.Twoja ulubiona bloggerka?
4.Kiedy przeczytałaś pierwszy blog o Jelsie?
5.Jakiej muzyki słuchasz?
6.Do której klasy będziesz chodzić od pierwszego września?
7.Lubisz nosić biżuterię?
8.Twoje największe marzenie?
9.Gdybyś mogła mieć w domu każde zwierzę to jakie by ono było?
10. Trzy ulubione książki i pięć ulubionych filmów?
11. Czytasz dużo blogów o tematyce Jelsy? Jeśli nie to dlatego, że ci się nie chce, czy dlatego, że nie spełniają Twoich oczekiwań?

Proszę, żebyś także kogoś nominowała.

Zapraszam do przeczytania poprzedniego rozdziału, który wczoraj dodałam.
Dziękuję wszystkim za pozytywne komentarze wyrażające wasze emocje. Mam nadzieję, że moje opowiadanie się wam podoba i że cieszycie się z każdego rozdziału, który nie zawsze jest wesoły. Jeszcze raz dziękuję, jesteście kochane!!! Kolejny rozdział aż we wrześniu :*







wtorek, 25 sierpnia 2015

Rozdział 4 "Nancy"

     -Crystal... Crystal wstawaj- usłyszałam czyjś szept i poczułam dużą dłoń na ramieniu.
Odtworzyłam powoli oczy. W pomieszczeniu było jasno, a wszyscy wokół spali włącznie z Hope, która ssała swojego palca. Przy mnie, na jednym kolanie klęczał Drake i patrzył na mnie zatroskany- Crystal wstań.
-Czemu?- odszepnęłam i podniosłam się na jednej ręce zaniepokojona.
Rozbudziłam się w wystarczającym stopniu by przypomnieć sobie wydarzenia minionego dnia.
-Załóż coś na siebie, potem Ci wszystko wytłumaczę. Nie budź Hope.
Pokiwałam porozumiewawczo głową i spojrzałam na zegarek. Trzecia trzydzieści. Nie wiedziałam po co budził mnie tak wcześnie. Musiał mieć jakiś ważny powód, inaczej by tego nie robił. Na moje wczorajsze ubrania, w których spałam narzuciłam płaszcz do ud i poszłam za Drake’iem, który nie odezwał się dopóki nie wyszliśmy z budynku. Szedł przede mną zaciskając wargi i co jakiś czas sprawdzając czy podążam za nim.
Na dworze panował przyjemny, sierpniowy chłód, który ochoczo otulił moją zaspaną twarz. Drake stanął przodem do mnie. Ściągnęłam brwi wpatrując się w przestrzeń za chłopakiem.
Obok drogi stały dwa samochody z przyczepami, na których zarysowywały się sylwetki zesztywniałych ludzi owiniętych zakrwawionymi bandażami. Łzy napłynęli mi do oczu. Gwałtownie odwróciłam głowę i spojrzałam w oczy Drake’a. Malował się w nich bezkresny smutek i troska, ale ani jednej łzy. Moja warga lekko zadrżała po czym jedna łza szybko spłynęła po policzku zostawiając mokrą smugę aż do brody. Dalej wpatrywałam się usilnie w oczy bruneta mając nadzieję, że powie mi zaraz iż to nie prawda.
-Moja matka – głos mu drżał – i wasza ciotka- mówił dalej z trudem- zmarły dzisiejszej nocy.
Chłopak zacisnął twardo wargi pozwalając sobie tylko na drżenie szczęki. Łzy, które nagromadziły się w tak dużej ilości że nie pozwalały mi na wyraźne widzenie spłynęły po policzkach słonym potokiem, który wydawał się nie mieć końca. Ze strumyku zamieniał się w rwącą rzekę, która nie znała odpoczynku. Pokręciłam głową na boki wciąż wpatrując się w bruneta. Przy każdym wdechu i wydechu, który był wolny i nierównomierny moja klatka piersiowa niespokojnie drżała. Ściskałam mocno materiał płaszcza. Moje pięści zrobiły się białe, ale wciąż usilnie wpatrywałam się w Drake’a. Patrzyłam na niego mając nadzieję, że zaraz powie, że to żart. Ale nie powiedział nic. Patrzył tylko na mnie takim samym wzrokiem jak ja na niego. Pełnym nadziei, empatii, zrozumienia. Nie miałam pojęcia ile tak stałam, ale byłam pewna, że czuję tylko rozpacz rozdzierająca  mnie od środka i mającą ochotę mnie rozerwać. Drake zrobił krok w moją stronę i objął mnie mocno swoimi silnymi ramionami. A ja ani drgnęłam. Dalej patrzyłam w przestrzeń jakby brunet nadal tam stał. Dopiero po długiej chwili podniosłam wolno zgrabiałe ręce i ułożyłam je na plecach chłopaka. Przymknęłam powieki i zaczęłam szlochać przez co moje ciało rytmicznie drgało. To nie mogła być prawda...
-Ciiii...- powiedział chłopak. Zrobiło mi się zimno. Ciało przeszedł chłodny dreszcz a dłonie mocniej zacisnęły się na materiale bluzki Drake’a. Byłam jak małe dziecko wypłakujące się w dorosłą osobę. Bezsilna, jakbym nie miała po co żyć- Chodź, pojedziemy z nimi- powiedział chłopak całując mnie w głowę.
-Drake?- powiedziałam łapiącym się głosem.
-Tak?
-Nie puszczaj mnie...- powiedziałam wystraszona i zacisnęłam dłonie aż do białości.
-Chodź...- brunet powoli wziął mnie na ręce, a ja sparaliżowana objęłam powoli szyję Drake’a i patrzyłam tępo na ślady na piasku pozostawiane przez jego buty.
Chłopak wszedł do busa ze mną na rękach i usiadł po lewej stronie. Wyjął rękę spod moich kolan i tym sposobem znalazłam się na jego nogach dalej w niego wtulona
Byłam wystraszona jak dziecko które po dziesięciu latach spędzonych w dżungli jedzie do cywilizacji. Wystarczyła jedna myśl....- myśl o Nancy, żeby na nowo wybuchnąć płaczem. Przylgnęłam mocno do chłopaka kładąc czoło na jego ramieniu. Brunet patrzył w okno gładząc mnie kciukiem lewej ręki po plecach. Opierał lekko swoją szczękę o moją pochyloną głowę i patrzył w szybę zapuchniętymi oczyma. Zatrzymaliśmy się niedaleko cmentarza.
-Wysiądziesz sama?- zapytał spokojnie chłopak.
Pokiwałam głową i wyszłam z busa. W powietrzu unosił się okropny odór. Widziałam jak dwóch mężczyzn wynosi z przyczepy ciało Nancy. Była cała w białych robakach, które wżerały się w jej skórę. Napuchnięte poszarpane usta rozszerzyły się martwo. Patrzyłam zapłakana jak mężczyźni kładą ją w zbiorowej mogile. To samo spotkało matkę Drake’a. Kiedy wyniesiono je z przyczepy ruszyliśmy powoli w stronę masowego grobu. Był to duży rów, a na nim, jedno na drugim, bez żadnych trumien leżały zesztywniałe ciała. Patrzyłam na zabandażowaną twarz Nancy. Zaczęłam rzewnie płakać. Łzy spływały strumieniami kapiąc z brody na ziemię. Ukucnęłam, a razem ze mną Drake. Wokół grobu stało jeszcze siedem osób. Dwoje chłopaków starszych ode mnie. Mężczyzna około czterdziestki, dziewczyna wyglądająca na dwadzieścia lat i trójka zapewne rodzeństwa w wieku od trzynastu do osiemnastu lat.
-Odsuńcie się- powiedział ktoś.
Posłusznie wstaliśmy i cofnęliśmy się. Mężczyzna rzucił na ciała płonący kawałek drewna, a zwłoki szybko pochłonął łapczywy ogień. Cała się trzęsłam. Przez płomienie widziałam martwą Nancy z otwartą buzią, całą w bandażach, pochowaną razem z ofiarami wojny. Nawet nie zdążyłam jej powiedzieć „dziękuję”...
-Macie jakiś krewnych?- zwrócił się ktoś do nas.
-Tak, ciocię, pojedziemy do niej- powiedział Drake.
Ja nie odezwałam się ani słowem. Stałam nadal roztrzęsiona tępo patrząc się w ogień.
     Kiedy zwłoki wystarczająco się spaliły mężczyźni przysypali je piaskiem.
-Przepraszam, Proszę Pana- powiedziałam łamiącym się głosem. On spojrzał nam mnie  z troską- będzie tu jakaś tabliczka?
-Tabliczka będzie z datą śmierci i że to są ofiary wojny, ale nazwisk nie mogę obiecać.
-Rozumiem.
-Moje wyrazy współczucia...
-Dziękuję.
Mężczyzna pochylił lekko głowę i odszedł.
     Musieliśmy iść do busa, w przeciwnym razie zostawiono by nas przy grobie. Usiedliśmy obok siebie i oboje patrzyliśmy w okno. Zapuchnięte oczy znacząco zmalały, a płaszcz zapięty pod szyję był ciepły od ognia.
-Crystal...- zwrócił się do mnie Drake nawet nie patrząc mi w oczy. Miał taki sam wyraz twarzy, ruszał tylko ustami, jak marionetka.
-Tak?- spojrzałam na niego powoli.
Teraz chłopak spojrzał mi w oczy. Były ciepłe, jak oczy mojego ojca.
-Jedź ze mną i Hope do ciotki.
Przygryzłam wargę i spuściłam wzrok. Nie mogłam się ciągle wtrącać w ich życie i być dla ich rodziny ciężarem. Nie mogłam. Na pewno jego ciotce i tak jest ciężko, a przygarnąć trójkę dzieci to dużo obowiązek szczególnie, gdy jedno nie jest nawet twoją rodziną. W mojej głowie toczyłam bitwę i chodź serce ubolewało nad tym, co stało się przed chwilą to rozum musiał podjąć decyzję, by nie skazać duszy na cierpienie. Analizowałam wszystkie za i przeciw z prędkością światła próbując podjąć właściwą decyzję.
-Drake...- spojrzałam brunetowi w oczy- ja.... ja nie mogę...
-Posłuchaj mnie teraz uważnie- chłopak złapał mnie za obie dłonie- z ciocią i tak mieszkają jeszcze inni, którzy płacą jej pieniędzmi lub pracą. Nie mógłbym sobie wybaczyć jeśli zostawiłbym Cię tutaj. Sierotkę, która straciła opiekunów. A jeśli byś zginęła? A jeśli stałoby ci się coś złego?
-Drake... ja nie mogę się narzucać.... już raz uratowałeś mi życie i...
-Jeszcze mi się za to odwdzięczysz. Nie zostawię Cię tu. Rozumiesz?
Przygryzłam wargę.
-Rozumiem... -Chłopak natychmiast mocno mnie objął w pasie, a ja zarzuciłam mu ręce na szyję.- tak się cieszę, że Cię spotkałam... Co ja bym bez Ciebie zrobiła...- wyszeptałam mu do ucha. Na moje słowa Drake przytulił mnie jeszcze mocniej- Dziękuję...
     Wróciliśmy do ratusza o szóstej nad ranem. Wszyscy jeszcze spali, a Hope nawet nie zmieniła pozycji. Szybko zdjęłam płaszcz i położyłam go na plecak po czym położyłam się obok dziewczynki i przytuliłam ją mocno do siebie. Po policzku leniwie stoczyła się jedna łza i głucho opadła na poduszkę. Drake siedział siadem skrzyżnym pod ścianą patrząc na mnie swoimi ciepłymi oczyma. Żadne z nas nie było w stanie się uśmiechnąć. Posyłaliśmy sobie tylko wdzięczny wzrok pełen wyrozumiałości. Przymknęłam ciężkie powieki i zasnęłam tuląc się do śpiącej słodko Hope.
     Obudziło mnie jakieś szturchanie, a zaraz potem doszły głośne rozmowy, które normalnie nie były w stanie mnie obudzić. Odtworzyłam leniwie oczy i zobaczyłam roześmianą Hope przewieszoną przez moją talię, bo spałam na boku.
-Hope...- doszedł mnie głos Drake’a- Mówiłem Ci, żebyś jej nie budziła...- powiedział miło, ale spojrzał karcąco na dziewczynkę.
Podniosłam się i odgarnęłam włosy z twarzy.
-Nic się nie stało...-powiedziałam zaspana i posadziłam sobie blondyneczkę na kolana.
Brunet przyniósł nam kanapki. Dla Hope jedna, dla mnie dwie, a dla niego trzy. Zajadaliśmy się niebyt dobrym śniadaniem, które spałaszowaliśmy w kilka minut. Miałam roztrzepane, nieco przetłuszczone włosy i czerwone, zapuchnięte, nieobecne oczy oraz sine wargi, które z wysiłkiem układałam w uśmiech.
-Hope... dzisiaj jedziemy do cioci Sarah...
-Mmm?- dziewczynka spojrzała na brata zaskoczona.
-Widzisz....- chłopak spojrzał na mnie na kilka sekund, a potem znów przeniósł wzrok na siostrę- Zanim nasza mama wyzdrowieje minie trochę czasu. Musimy jechać do cioci na ten czas.
Hope wyglądała na zdezorientowaną całą tą sytuacją, ale zareagowała poważniej niż myślałam.
-A Crystal...? Zostaje?- spojrzała na mnie smutno.
-Nie kochanie, Crystal jedzie z nami- uśmiechnął się Drake.
Dziewczynka natychmiast wpadła w moje ramiona, a ja odwzajemniłam uścisk i lekko się uśmiechnęłam.  Hope oderwała się ode mnie i odeszła kilka kroków uradowana.
-Crystal jedzie z nami, Crystal jedzie z nami, Crystal jedzie z nami.....- zaczęła śpiewać kołysząc się na boki i delikatnie klaszcząc.
Uśmiechnęłam się jeszcze bardziej i spojrzałam wdzięcznie na Drake’a.
     Zaraz potem zaczęliśmy się pakować. Założyłam Hope jej kwiatową narzutkę i błękitne sandałki, a sama rozczesałam włosy i przemyłam twarz wodą. Podziękowaliśmy bardzo Adah za suchary i za to, ż zaproponowała nam nocleg. Kobieta życzyła nam miłej podróży i powiedziała iż ma nadzieję, ze sobie poradzimy. Ruszyliśmy we trójkę na stację po raz kolejny oglądając strawione przez ogień gospodarstwa, które ludzie próbowali odratowywać. Było lato, można było przetrwać w małym, drewnianym domku, byle by był dach nad głową. Do zimy było jeszcze dużo czasu i można było znów wznieść skromny, ciepły dom.

     Na 11:15 mieliśmy pociąg. Weszliśmy do maszyny i zajęliśmy miejsca stawiając plecaki przed sobą. Podróż była długa i męcząca, ale po pewnym czasie dotarliśmy wreszcie do miejscowości, w której mieszkała ciotka Drake’a i Hope. Obawiałam się czy mnie przyjmie, jeśli już, to czy mnie polubi. Miałam wiele obaw, ale to było jedyne wyjście....

wtorek, 11 sierpnia 2015

Rozdział 3 "Musimy być silne"

     Siedziałam na ziemi kołysząc się z płaczącą Hope na boki. Biały piasek rozpościerający się wokół mnie przypominał teraz rozległą pustynię nie posiadającą końca.
     „Nancy...”- na tą myśl po policzkach szybko spłynął mi słony strumień łez. W tak poważnym stanie ludzie rzadko kiedy wychodzili ze szpitala, a co mówić, kiedy nie mieli fachowej pomocy...?- z moich ust wyrwał się przeraźliwy szloch. Zacisnęłam powieki i wykrzywiłam usta. To nie mogła być prawda. Czułam się taka bezsilna. Mogłam tylko siedzieć, płakać i czekać na polepszenie sytuacji. Tak bardzo chciałam cofnąć czas, coś zrobić, zapowiedz temu wypadkowi.
     Na dekolcie czułam wilgotne łzy Hope, która zaciskała swoje małe dłonie na materiale mojej bluzki. Drake siedział kilka metrów dalej, tyłem do nas. Twarz miał ukrytą w dłoniach, a ramiona wyraźnie mu się trzęsły. Jednak nie było słychać szlochu. Otarłam łzy i wysiliłam się na uśmiech- musiałam być silna dla Hope. Odsunęłam ją na odległość pozwalająca mi spojrzeć jej w oczy.
-Kochanie, musimy być silne. Moja ciocia i Wasza mama z tego wyjdą, a dziś przenocujemy tutaj, zgoda?- powiedziałam starając się ukryć mój łamiący się głos. Mała ponownie wybuchła płaczem- Ej...- zaczęłam ocierając jej łzy- bo mamusi będzie smutno jak będziesz płakała...- uśmiechnęłam się. Hope tylko pokiwała głową na znak zrozumienia i wzięła kilka głębokich wdechów na uspokojenie -Chodź zbudujemy zamek z piasku.- odparłam radośnie. Chciałam, żeby mała się czymś zajęła.
Usiadłam po turecku, a Hope naprzeciw mnie. Zagarnęłam rękoma z prawej i lewej strony piasek, po czym powstała niewielka górka. Powtórzyłam czynność kilka razy i miałyśmy już materiał do budowli. Dziewczynka zaczęła się bawić i szybko zapomniała o mamie. Wpadła w wir zabawy. Przyniosłam w dłoniach trochę wilgotnego piasku, który ochoczo się ze sobą zlepiał w przeciwieństwie do swojego suchego kuzyna. Kiedy byłam już pewna, że Hope świetnie się bawi powoli wstałam.
-Zaraz przyjdę- odparłam z uśmiechem dostrzegając obawy malujące się na jej małej twarzyczce.
Mała pokiwała głową i spuściła ją by kończyć budowę zamku. Ja szłam pewnym krokiem w stronę Drake’a, który nie ruszał się od bardzo dawna.
-Drake...?- zapytałam łagodnie kładąc brunetowi rękę na ramieniu. Chłopak gwałtownie odwrócił głowę w moją stronę, a potem przybrał tą samą minę i wrócił do wcześniejszej pozycji. Nie miałam pojęcia co powiedzieć. Pocieszać go? Odrywać od przykrych wspomnień? A może po prostu siedzieć i płakać razem z nim?- Chodź pomóż mi i Hope budować zamek- powiedziałam po długiej ciszy.
Chłopak bez słowa wstał i ruszył w stronę dziewczynki radośnie szperającej w piasku.  Drake podszedł do niej po cichu, a potem szybko objął ją w pasie, podniósł do góry i  kręcił się z nią wokół własnej osi. Wszyscy troje się śmialiśmy, a ja jako obserwator na moment zapomniałam o ciotce i wuju. Drake powoli zwalniał obroty aż w końcu rodzeństwo padło na piasek. Hope roześmiana siedziała na brzuchu brata, a ten patrzył na nią radosnymi oczyma. Zrobiłam krok w stronę dwójki, ale się opamiętałam. Nie będę im przeszkadzać. Są rodzeństwem, a ja intruzem. Nie powinnam się wtrącać. Odwróciłam się, a uśmiech zszedł mi z twarzy. Objęłam się rękoma jak gdyby dwudziestopięciostopniowy upał był dla mnie jak trzydziestostopniowy mróz. Westchnęłam i ruszyłam powolnym krokiem na przód wlokąc na stopach zniszczone buty i zatapiając je w piasku. Czułam się niechciana, jak gdyby to nie był mój świat, mój dom. Byłam tak zatopiona w myślach, że nie słyszałam jak ktoś biegnie w moją stronę.
-Ty też chcesz samolot?- wykrzyknął Drake w asyście roześmianej Hope. Zdążyłam tylko odwrócić głowę i nie miałam sekundy na reakcję, a już szybowałam z nogami w powietrzu. Szczerze się roześmiałam. Widziałam tylko radosną i klaszczącą Hope przymykającą powieki. Kręciło mi się w głowie, a świat wirował. Pomimo tego śmiałam się ile sił. Mój „lot” trwał znacznie dłużej niż ten dziewczynki. Podobnie jak wcześniej rodzeństwo wylądowaliśmy na białym, nagrzanym piasku. Z tą różnicą że leżeliśmy obok siebie, a nie na sobie. Złapałam się nadal roześmiana za głowę i próbowałam bez skutecznie usiąść- Drake tak samo.
-Zabiję cię...- powiedziałam poważnie, a potem głośno się zaśmiałam.
Ledwo co otrzepaliśmy się z piasku usłyszeliśmy znajomy głos.
-Przyniosłam!- wykrzyczała Adah z daleka i pomachała paczką sucharów.
Uśmiechnięci chwyciliśmy swoje plecaki w dłonie i zmierzaliśmy w stronę czarnowłosej kobiety -O, widzę, że humor się poprawił- odparła gdy się do niej zbliżyliśmy- Chodźcie do środka. Na pewno jesteście głodni, a Hope powinna się  położyć,  jest już 18:00.
Weszliśmy we czwórkę do budynku. Znowu napłynęła fala wspomnień, na myśl których zeszkliły mi się oczy. Nozdrza znów wypełnił ten niemiły zapach, a oczy znów ujrzały chorych i rannych. Serce zatrzepotało panicznie w piersi nie mogąc wytrzymać tylu emocji. Zaczęliśmy wspinać się po drewnianych, skrzypiących schodach na trzecie piętro. Moim oczom ukazał się wąski korytarz, a po jego bokach wejścia do pomieszczeń, z których dochodziły głośne rozmowy. Weszliśmy w trzecie drzwi po lewej stronie. Pomieszczenie było wypełnione zdrowymi osobami śmiejącymi się i radośnie gaworzącymi. Dzieci bawiły się razem w berka, a dorośli siedzieli w grupkach omawiając wydarzenia ostatniego dnia.
-Możecie się tu nieco rozłożyć.- powiedziała Adah i udała się do grupki ludzi, wśród której usiadła.
Westchnęłam głęboko i udałam się w kąt pomieszczenia.
-Przepraszam, mógłby się Pan troszkę przesunąć- zapytałam łagodnie mężczyznę około trzydziestki z blond włosami.
-Ależ oczywiście- posłał mi ciepły uśmiech po czym wstał i przesunął materac oraz swoje rzeczy.
O to samo Drake poprosił kobietę z małym dzieckiem, która także się zgodziła. Mieliśmy teraz wystarczająco dużo miejsca, by rozłożyć dwie karimaty. Postawiliśmy plecaki w kącie i rozłożyliśmy karimaty, by czasem nikt nie zabrał nam niechcący miejsca. Hope popędziła ganiać z innymi dziećmi.
-Niedobrze...- powiedział Drake opierając się o ścianę- Crystal...?- zaczął po dłuższej chwili milczenia- Ile ty w zasadzie masz lat?- zapytał patrząc mi w oczy.
-Czternaście.- uśmiechnęłam się.
-Ty pewnie wiesz ile ja mam...-odparł nieco zakłopotany.
Roześmiałam się krótko.
-Tak- powiedziałam z uśmiechem- piętnaście. A Hope cztery.
Drake także się zaśmiał.
-Skąd tyle o mnie wiesz?
-Mieszkasz kilka domów dalej. Ciocia czasem rozmawiała z waszą mamą i opowiadała mi o Was.
-Ja o Tobie nie wiem prawie nic...- odparł trochę smutno.
-Nie martw się. Pewnie wojna nieraz będzie mi kazała Ci o sobie opowiedzieć.
-Co będziesz teraz robić? Gdzie będziesz?- zapytał poważnie.
-Nie wiem- wzruszyłam ramionami i spuściłam lekko głowę- moja rodzina mieszka bardzo daleko. Ciocia jeśli wyzdrowieje to nie prędko... Nawet nie wiem gdzie będę jutro nocować.
Zaczęłam płakać kryjąc twarz w dłoniach.
-No już... – brunet zaczął głaskać mnie po plecach wygiętych w łuk- nie chciałem... Przepraszam....
-Spokojnie...- powiedziałam odrywając ręce od twarzy i patrząc na moje nogi- to nie twoja wina- spojrzałam na chłopaka i uśmiechnęłam się przez łzy.
-No! Dzieci spać!- usłyszałam głos niosący się przez całe pomieszczenie.
-Hope!- zawołałam przystawiając ręce do ust.
Blondyneczka szybko przybiegła na moje wołanie. Była bardzo radosna, najwidoczniej zabawa z dziećmi poprawiła jej nastrój -Idziemy spać- odparłam z entuzjazmem i złapałam Hope po czym przyciągnęłam ja do siebie i mocno przytuliłam na co mała odpowiedziała mi dziecięcym śmiechem- No już, koniec wygłupów. Przekręciłam się na lewą stronę i powróciłam do pozycji siedzącej zostawiając dziewczynkę na złączeniu dwóch karimat.
-Bajkę!- niemalże wykrzyczała mała.
-Ale...- zaczął Drake.
-Dobrze.-szybko weszłam mu w słowo- Ale musisz obiecać, że zaśniesz...- spojrzałam na Hope wymownie.
Mała szybko pokiwała głową (która była jedyną częścią ciała wystająca spod koca) na myśl o mającej się zaraz rozpocząć opowieści.
-No więc kiedyś, dawno temu żyła sobie księżniczka. Miała piękne sukienki, wspaniały makijaż, śliczne, szklane buty. Jej długie, czarne jak skrzydła kruka, kręcone włosy opadały na ramiona. Ale księżniczka była nieszczęśliwa. Siadała wiele razy przy małym strumyku i myślała, że chciałaby być jak on. Chciałaby przedzierać się przez skały, być niezależną, silną. Pewnego dnia uciekła. Wędrowała przez gęste lasy, piaszczyste pustynie, niebezpieczne dżungle i pustkowia. Nocowała u miłych ludzi- przerwałam na chwilę, by pojrzeć na zainteresowanego moją opowieścią Drake’a, który się we mnie uporczywie wpatrywał- Pewnego dnia trafiła do chaty, w której mieszkała urocza staruszka. Jak się później okazało ta staruszka miała  wnuka, który z nią mieszkał. Kobieta bardzo się ucieszyła, że ma gościa. Traktowała dziewczynę jak wnuczkę.  Mieszkali tak we trójkę całą wiosnę, całe lato, całą jesień i całą zimę. I przyszła wiosna- czas, w którym kwiaty budzą się do życia. Księżniczka  chciała ruszyć dalej, ale powstrzymywało ja tylko jedno- zakochała się w chłopcu o imieniu Ian (czyt. Ijan).
-Czy to był ten wnuczek?- przerwała mi dziewczynka.
-Tak kochanie. No więc pewnego dnia wyznali sobie miłość. Zakochani ruszyli w siną dal na białym rumaku. Żyli długo i szczęśliwie. Koniec.
Hope ziewnęła. To była tak banalna historia. W życiu nie ma cudów. W normalnych warunkach zapewne nikt nie udzieliłby jej gościny. Nasza księżniczka zmarła by po kilkunastu dniach marszu nie przyzwyczajona do panujących wokół niej warunków. Jeśli jednak by przetrwała chłopak, w którym się zakochała nie zostawiłby domu, w którym mieszkała jego stara babcia. Na pewno odziedziczyłby po niej dom i nie chciałby wyjeżdżać i zostawiać umierającej kobiety.
     Kątem oka zobaczyłam, że dorośli także pomału kładą się spać, a ja byłam wyczerpana po dzisiejszym dniu. Położyłam się delikatnie, objęłam śpiąca już słodko Hope i zamknęłam zmęczone oczy- tyle dziś widziały. Niektórzy ludzie przez całe życie nie ujrzeli tyle ile ja jednego dnia.
     Zasnęłam...